Ta niewielka książeczka nie powstała pod natchnieniem uczucia nienawiści wobec żydów. Protestuję niniejszym przeciw każdemu, kto by jej ten początek przypisywał.
Pierwotnie miałem zamiar podać tylko po prostu publiczności list świętego Tomasza z Akwinu do księżnej Brabanckiej, z potrzebnymi notami i objaśnieniami. Bliższe zbadanie i zastanowienie skłoniły mnie do rozszerzenia tych ram pierwotnych. Czyż nie należało powiedzieć coś o tym, jakie były rozporządzenia prawa publicznego, dotyczące żydów, w epoce świętego Tomasza?
Czyż nie należało przedstawić całej ówczesnej gwałtowności namiętności antysemickich u ludów Zachodu? Jedno i drugie wydało mi się pożytecznym, a nawet prawie niezbędnym do zrozumienia listu świętego Doktora. Prawo publiczne z jednej strony, duch publiczny z drugiej, musiały wywierać wpływ na jego umysł.
Dalej nie mogłem oddzielać konkluzji zawartych w tym liście, od tego co święty Tomasz mówi w kwestii żydowskiej, w swoim dziele głównym: „Suma Teologiczna”. Było to konieczne uzupełnienie myśli znakomitego mistrza.
Ale jak tu dotknąć tej wielkiej zagadki społecznej, nie przeniósłszy się umysłem z wieku świętego Tomasza w wiek nasz? Zestawienie dokonuje się samo z siebie i narzuca się uwadze. Zniewolony zatem zostałem do zbadania, jak się dzisiaj przedstawia kwestia żydowska. To jest przedmiotem pierwszego mojego rozdziału. Przemawiam w nim właściwie tylko jako historyk; stwierdzam, że kwestia jest postawiona; mówię dlaczego, przez kogo i w jakiej formie. Zdawało mi się, że należało od tego zacząć, aby nadać więcej interesu mojemu studium nad listem świętego Tomasza i antysemityzmem jego czasów.
Czyż mogłem skończyć moją pracę nie wypowiedziawszy zdania o antysemityzmie współczesnym. Uczyniłem to biorąc natchnienie z nauk historii, filozofii współczesnej i teologii chrześcijańskiej.
Mam nadzieję, że nie uchybiłem, w odniesieniu do żydów, ani miłości, ani sprawiedliwości. Mam również nadzieję, że nie pominąłem nic, co się odnosi do praw i godności chrześcijan.
Książeczka ta jest bardzo skromnym studium. Autor, lubo uchodzi u wielu za nieobcego ani historii ani teologii, przyznaje jednak sam, że nie ma żadnego prawa, do względów winnych uczonemu i historykowi. W tych przedmiotach poprzestał on skromnie na cytowaniu dzieł, które mu się zdawały zasługiwać na zupełną wiarę. Nie umiejąc lepiej powiedzieć, przytaczał nawet nieraz tekst tych pisarzy kompetentnych. Czyż mu z tego można czynić zarzut ciężki?
Chociaż filozof, nie ma pretensji do rozwiązywania żadnego zagadnienia; przedstawia tylko ze szczerą otwartością całą myśl swoją. Może rzuci on nieco światła niektórym umysłom refleksyjnym. Byłoby to dla niego wielkim szczęściem.
Może rzeczywiście apostoł Chrystusów mieć inną ambicję oprócz tej, żeby kilku duszom udzielić choćby jednej iskierki, pochodzącej z Tego, który jest światłem, życiem i zbawieniem świata?