Książka (ang. The Holocaust Industry: Reflections on the Exploitation of Jewish Suffering) napisana została przez amerykańskiego historyka żydowskiego pochodzenia Normana Finkelsteina.
Autor opisuje osoby i organizacje, które wykorzystują tragedię holokaustu do celów politycznych oraz własnych korzyści majątkowych. Poddaje także krytyce nadawanie temu wydarzeniu szczególnej roli w historii ludzkości, posługując się argumentem, że chociaż było ono bardzo tragiczne, nie było to ani największe ludobójstwo, ani też jedyna próba planowego wyniszczenia całego narodu w dziejach świata.
Norman G. Finkelstein przez wiele lat wykładał politologię i nauczał o konflikcie izraelsko-palestyńskim. Jest autorem ośmiu książek, które zostały przetłumaczone na więcej niż czterdzieści wydań zagranicznych, w tym What Gandhi Says; Gaza: o jedną masakrę za daleko (tyt. oryg. This Time We Went Too Far); Wielka hucpa. O pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii (tyt. oryg. Beyond Chutzpah) oraz Image and Reality of the Israel-Palestine Conflict.
Ze wstępu do książki:
W niniejszej książce przedstawiono zarówno anatomię, jak oskarżenie przemysłu Holokaustu. Na dalszych stronach wykażę, że "Holokaust" jest ideologiczną reprezentacją nazistowskiego holokaustu . Podobnie jak większość ideologii, zawiera on subtelne nawiązanie do rzeczywistości. Holokaust, pisany z dużej litery, jest nie tyle arbitralnym, co wewnętrznie spójnym konstruktem. Jego główne dogmaty leżą u podstaw istotnych interesów politycznych i klasowych. Faktycznie Holokaust stał się niezbędną bronią ideologiczną. Dzięki jej wykorzystaniu jedna z największych potęg militarnych świata, mająca na sumieniu potworne dokonania w dziedzinie praw człowieka, postawiła się w roli państwa "ofiary", a grupa etniczna odnosząca największe sukcesy w Stanach Zjednoczonych, także zyskała podobny status. Postawa "ofiary" daje znaczne dywidendy, w tym w szczególności immunitet na krytykę, niezależnie od tego, jak uzasadnioną. Powinienem tutaj dodać, że osoby korzystające z tego immunitetu nie uniknęły moralnego zepsucia, jakie mu z reguły towarzyszą. Z tego punktu widzenia działania Elie Wiesela, jako oficjalnego interpretatora Holokaustu, nie są przypadkowe. Najwyraźniej nie doszedł on do tego wniosku z powodu swoich zainteresowań humanitarnych czy talentu literackiego . Wiodąca rola Wiesela raczej wynika raczej z bezbłędnego artykułowania dogmatów, a przez to służenia interesom, leżącym u podstaw Holokaustu.
Pierwszym bodźcem do napisania tej książki była nowatorska praca Petera Novicka pt. The Holocaust in American Life (Holokaust w amerykańskim życiu), którą recenzowałem dla brytyjskiego czasopisma literackiego . Na stronach tej książki rozszerzyłem krytyczny dialog, który nawiązałem z Novickiem, stąd duża liczba odniesień do jego pracy. The Holocaust in American Life stanowi raczej zbiór prowokacyjnych przypuszczeń niż uzasadnionej krytyki, i jako taki należy do szacownej amerykańskiej tradycji demaskowania. Podobnie jak większość demaskatorów, także Novick koncentruje się na najbardziej rażących nadużyciach. Mimo świeżego i uszczypliwego podejścia do tematu, The Holocaust in American Life nie stanowi radykalnej krytyki. Nie kwestionuje podstawowych założeń. Książka ta, ani banalna, ani heretycka, koncentruje się na kontrowersyjnych skrajnościach mainstreamu. Nic dziwnego więc, że amerykańskie środki masowego przekazu poświęciły jej sporo uwagi, chociaż raczej o zróżnicowanym charakterze.
Główną kategorią analityczną Novicka jest "pamięć". Mimo ogromnego powodzenia w wieży z kości słoniowej, "pamięć" jest z pewnością najuboższą z koncepcji wysuwanych od dawna przez świat akademicki. Obok obowiązkowego ukłonu w kierunku Maurice'a Halbwachsa, celem Novicka było zademonstrowanie, w jaki sposób "bieżące problemy" kształtują "pamięć o Holokauście". Dawno, dawno temu intelektualni dysydenci posługiwali się ostrymi kategoriami politycznymi, jak "władza" czy "interesy" z jednej strony i "ideologia" z drugiej. Jedyne, co pozostało nam z tego dzisiaj, to płytki, odpolityczniony język "spraw" i "pamięci". A jednak na podstawie dowodów Novick przypuszcza, że pamięć o Holokauście jest ideologicznym konstruktem odzwierciedlającym rzeczywiste interesy. Według Novicka pamięć o Holcauście, chociaż szczególna, jest "najczęściej" arbitralna. Jego zdaniem wyboru dokonano nie na podstawie "kalkulacji kosztów i korzyści", lecz raczej "bez brania pod uwagę [...] konsekwencji" . Dowody sugerują jednak, że było dokładnie odwrotnie.
Początkowo moje zainteresowanie nazistowskim holokaustem wynikało z osobistych pobudek. Zarówno mój ojciec, jak matka przeżyli warszawskie getto i nazistowskie obozy koncentracyjne. Poza moimi rodzicami, wszyscy pozostali członkowie rodziny zostali zamordowani przez nazistów. Moim najwcześniejszym wspomnieniem związanym z nazistowskim holokaustem był widok matki wpatrzonej w ekran telewizora, oglądającej z zapartym tchem proces Adolfa Eichmanna (1961 r.), gdy pewnego dnia wróciłem do domu ze szkoły. Mimo że zaledwie szesnaście lat przed tym procesem oboje zostali uwolnieni z obozów, wydaje mi się, że moich rodziców zawsze od tego oddzielała niewidzialna przepaść. Fotografie rodziny mojej matki wisiały na ścianie naszego salonu. (Nikt z rodziny mojego ojca nie przeżył wojny.) Nigdy nie udało mi się sensownie wytłumaczyć mojego związku z tymi osobami, nie mówiąc o zrozumieniu tego, co się stało. To były siostry mojej matki, jej brat i rodzice, a nie moje ciotki, wujek czy dziadkowie. Pamiętam, jak będąc jeszcze dzieckiem czytałem "Mur" Johna Herseya oraz "Miła 18" Leona Urisa; obie książki są zbeletryzowanymi wspomnieniami z warszawskiego getta. (Nadal pamiętam narzekania mojej matki, gdy zaczytana w "Murze" przegapiła swój przystanek metra w drodze do pracy.) Mimo usilnych starań nigdy nawet przez chwilę nie udało mi się dokonać w wyobraźni skoku, łączącego moich rodziców, w całej ich zwyczajności, z tą przeszłością. Mówiąc szczerze, nadal tego nie potrafię. Coś innego ma jednak większe znaczenie. Poza obecnością duchów przeszłości, nie przypominam sobie, by nazistowski holokaust kiedykolwiek wkroczył do mojego dzieciństwa. Główną przyczyną był fakt, że nikt spoza mojej rodziny nie interesował się tym, co naprawdę się stało. Moi przyjaciele z dzieciństwa dużo czytali i z pasją oddawali się dyskusjom o codziennych wydarzeniach. A jednak naprawdę nie przypominam sobie, by którykolwiek z moich przyjaciół (lub ich rodziców) zadał chociaż jedno pytanie na temat tego, co przeszli moi rodzice. Nie była to pełna szacunku cisza. To była zwykła obojętność. Mając to na uwadze, trudno zachować sceptycyzm wobec wybuchów gniewu w późniejszych latach, gdy przemysł Holokaustu stał się już rzeczywistością. Czasem myślę, że "odkrycie" nazistowskiego holokaustu przez amerykańskich Żydów było gorsze niż niepamięć o tej tragedii. To prawda, moi rodzice rozpaczali w samotności, a cierpienie, które przeszli, nigdy nie zostało publicznie potwierdzone. Czy jednak nie było to lepsze niż obecne bezwzględne wykorzystywanie żydowskiego męczeństwa? Zanim nazistowski holokaust stał się Holokaustem, opublikowano na ten temat tylko kilka prac naukowych, jak The Destruction of the European Jews (Zagłada Żydów europejskich) Raula Hilberga, czy wspomnienia Man's Search for Meaning (Poszukiwanie znaczenia przez człowieka) Viktora Frankla i Prisoners of Fear (Więźniowie strachu) Elli Linegns . Jednak nawet tak mały zbiór klejnotów jest lepszy od całych półek, zapełniających biblioteki i księgarnie badziewiem.
Oboje moi rodzice, chociaż codziennie do śmierci przeżywali od nowa przeszłość, pod koniec życia stracili zainteresowanie Holokaustem jako spektaklem publicznym. Mój ojciec miał przez wiele lat przyjaciela, jeszcze z czasów, gdy byli więzieni w Auschwitz, pozornie nieprzekupnego, lewicowego idealistę, który po wojnie z zasady odmówił przyjęcia niemieckiego odszkodowania. Po pewnym czasie człowiek ten został dyrektorem izraelskiego Muzeum Holokaustu - Yad Vashem. Mój ojciec z ociąganiem i prawdziwym rozczarowaniem ostatecznie przyznał, że nawet ten człowiek został skorumpowany przez przemysł Holokaustu i dostosował swoje poglądy do pragnienia władzy i korzyści. W miarę jak wykorzystywanie Holokaustu przybierało coraz bardziej absurdalne formy, moja matka lubiła cytować (z zamierzoną ironią) powiedzenie Henry'ego Forda: "historia to bzdura". Opowieści o "ocalałych z Holokaustu" - wszystkich więźniach obozów koncentracyjnych, wszystkich bohaterach ruchu oporu - stały się w moim domu szczególnym źródłem pełnego goryczy rozbawienia. Przed laty John Stuart Mill stwierdził, że prawdy nie poddane ciągłemu kwestionowaniu, z czasem przestają być prawdami i na skutek przesady przekształcają się w fałsz. Moi rodzice często zastanawiali się, dlaczego tak oburzało mnie fałszowanie i czerpanie korzyści z nazistowskiego ludobójstwa. Najbardziej oczywistą odpowiedzią było to, że wykorzystywano je do uzasadnienia przestępczej polityki państwa izraelskiego i amerykańskiego poparcia dla tej polityki. Miałem jednak bardziej osobisty motyw. Naprawdę zależy mi na pamięci o prześladowaniach, których ofiarą padła moja rodzina. Prowadzona obecnie przez przemysł Holokaustu kampania, mająca na celu wymuszanie pieniędzy od Europy w imię "ofiar Holokaustu w trudnej sytuacji", sprowadziła wymiar moralny ich męczeństwa do poziomu kasyna w Monte Carlo. Jeśli nawet pominiemy powyższe rozważania, to nadal jestem przekonany, że istotne znaczenie ma zachowanie historycznej prawdy i walka o nią. Na ostatnich stronach niniejszej książki sugeruję, że badając nazistowski holokaust możemy wiele się nauczyć nie tylko o "Niemcach" lub "nie-Żydach", ale także o nas wszystkich. Uważam jednak, że aby tego dokonać, aby nauczyć się prawdy o nazistowskim holokauście, jego fizyczny wymiar należy ograniczyć, przy jednoczesnym rozszerzeniu jego wymiaru moralnego. Zbyt wiele zasobów publicznych i prywatnych zainwestowano w upamiętnienie nazistowskiego ludobójstwa. Wyniki tych prac są w większości bezwartościowe i stanowią hołd nie dla żydowskiego cierpienia, lecz dla żydowskiego wywyższania się ponad innych. Najwyższy czas, byśmy otworzyli nasze serca na cierpienia reszty ludzkości. Jest to główna nauka, którą wpoiła mi moja matka. Nigdy nie słyszałem, by powiedziała: "nie porównuj". Moja matka zawsze porównywała. Oczywiście należy brać pod uwagę uwarunkowania historyczne. Jednak odróżnianie "naszego" cierpienia od "ich" cierpienia jest samo w sobie moralną trawestacją. Platon humanitarnie zaobserwował, że "nie można porównywać ze sobą jakichkolwiek dwóch nieszczęśliwych ludzi i mówić, że jeden z nich jest szczęśliwszy od drugiego". W obliczu cierpień Afroamerykanów, Wietnamczyków i Palestyńczyków, credo mojej matki było zawsze takie samo: wszyscy jesteśmy ofiarami holokaustu.